Praca ESA TRUCKS Świecko
Home Sport

Aby osiągać sukcesy w sporcie, trzeba nauczyć się pokonywać własne słabości i ograniczenia. Stwierdzenie to dotyczy w szczególności sportowców niepełnosprawnych, którzy muszą włożyć znacznie więcej wysiłku w pokonywanie fizycznych ograniczeń, niż sportowcy pełnosprawni, a mimo to, dzięki swojej ciężkiej pracy, cieszą się z licznych zwycięstw. Przykładem sportowca, który dzięki sukcesom w sporcie stał się wizytówką powiatu Sulęcińskiego jest mieszkający w Lubniewicach, wielokrotny mistrz świata i medalista olimpijski w pchnięciu kulą i rzucie dyskiem – Tomasz Blatkiewicz, z którym miałam zaszczyt rozmawiać 11. maja.  Pan Tomasz należy do Gorzowskiego Związku Sportu Niepełnosprawnych „START”.  Jego największe sukcesy to: dwa złote medale w pchnięciu kulą i rzucie dyskiem na Igrzyskach Paraolimpijskich w Atenach i   srebrny medal w pchnięciu kulą zdobyty na  Paraolimpiadzie w Pekinie

ANNA RYŃSKA:  Witam Panie Tomaszu. Na wstępie naszej rozmowy chciałam zapytać Pana jak zaczęła się Pańska przygoda ze sportem; kto odkrył Pański talent i namówił Pana do uprawiania lekkiej atletyki?

TOMASZ BLATKIEWICZ: To wszystko stało się przypadkiem. Mówili o mnie „sportowiec z ulicy”, bo to właśnie trener Zbigniew Lewkowicz zaczepił mnie na ulicy w Gorzowie i spytał czy nie chciałbym trenować. Powiedziałem, że mogę spróbować. Gdy poszedłem pierwszy raz na trening – spodobało mi się to i zacząłem częściej chodzić na treningi. Jeden, drugi, dziesiąty, pięćdziesiąty trening i po roku pojechałem na Mistrzostwa Świata do Nottingham, gdzie zdobyłem złoty medal w dysku i srebrny w kuli.

AR. : Następne moje pytanie dotyczy właśnie treningów. Gdzie Pan najczęściej trenuje i jak ocenia Pan zaplecze treningowe w gminie Lubniewice, w powiecie i w województwie?

T.B: Ja powiem tak – mi dużo nie trzeba. W zasadzie wystarcza mi do treningu kawałek pola. Niedaleko PKS-u w Lubniewicach mam udostępnione pole, które jest prywatną własnością. Należy ono do właściciela kwiaciarni w Lubniewicach. Trenuję już bardzo długo – jeżdżę na treningi do Gorzowa na stadion. Zabieram też kolegów z Lubniewic i  Międzyrzecza, których dowożę na treningi i odwożę do domu. Trenuję 6 razy w tygodniu.

A.R.: Rzut dyskiem, pchnięcie kulą to konkurencje, w których osiągał Pan największe sukcesy, zdobył wiele medali mistrzostw Europy, Świata oraz medale olimpijskie. Która z tych konkurencji jest Pana koronną dyscypliną; w której czuje się pan mocniejszy?

T.B: Na początku lepiej się czułem w pchnięciu kulą, ale teraz  zarówno w dysku jak i w kuli czuję się równie mocny. Zazwyczaj jest tak, że kiedy dobrze pcha mi się kulą, to słabiej udają mi się rzuty dyskiem; a jak lepiej mi wychodzi rzut dyskiem, to z kolei słabszy wynik osiągam w kuli. Bardzo rzadko zdarza się tak, że podczas jednych zawodów pchnę daleko kulą i równie dobry wynik osiągnę w dysku. Jest to ciężki sport, bo jednak tym dyskiem trzeba dziś naprawdę daleko rzucać, a zawodnicy są coraz młodsi i coraz lepiej przygotowani. Uważam, że gdyby sport niepełnosprawnych nie miał wsparcia finansowego, to bardzo ciężko byłoby stanąć na podium, czy nawet znaleźć się w pierwszej szóstce na świecie.

A.R.: Czy uważa Pan że sport niepełnosprawnych jest zbyt słabo finansowany w Polsce?

T.B: Na dzień dzisiejszy sport niepełnosprawnych jest dobrze dofinansowany. Powiem nawet, że w porównaniu z poprzednimi latami jest dużo lepiej i oby tak dalej. Owszem – dawniej  sport niepełnosprawnych był bardzo słabo finansowany, ale teraz te dotacje są na dość wysokim poziomie. Oczywiście nie dorównują one dotacjom przeznaczanym na sport zdrowych, ale powoli zbliżają się do ich poziomu. Najważniejsze jest dofinansowanie sportowców na poziomie lokalnym. Każdy polski zawodnik może otrzymywać dofinansowanie w swoich gminach, województwach, w  swoich miastach. Każda pomoc finansowa, nawet najdrobniejsza, może się przyczynić do sukcesu sportowca. Istotne wsparcie finansowe otrzymuję od takich instytucji jak Urząd  Miasta i Gminy Lubniewice, Starostwo Powiatowe w Sulęcinie czy Urząd Miejski w Gorzowie Wielkopolskim. Mam też kilku drobnych sponsorów, takich jak  firma „Lubdrew”  z Lubniewic i Zakład Pracy Chronionej Impuls w Gorzowie Wlkp., w którym obecnie pracuję. Bardzo wspiera mnie również kierownik zakładu IMPULS – pani Irena Woźna oraz jej mąż – Janusz Woźny, który  sfinansował mi koszt kursu prawa jazdy i dofinansował mi do auta.

A.R.: Jak Pan ocenia swoją obecną dyspozycję sportową i jakie wyzwania czekają Pana  w tym sezonie.:

T.B.: Najważniejszą imprezą sezonu będą Mistrzostwa Świata w Nowej Zelandii, podczas których będę w grupie łączonej z najmocniejszym zawodnikiem ze swojej grupy i zobaczymy jak to będzie. Przygotowuję się jak najlepiej i zobaczymy czy uda mi się utrzymać wysoką formę. Mistrzostwa w Nowej Zelandii są w styczniu. U nas  jest wtedy środek zimy, a tam są w tym czasie upały więc trzeba się będzie przestawić. Na razie skupiam się na tym, żeby zrobić to minimum w kuli i dysku uprawniające do startu na Mistrzostwach Świata w Nowej Zelandii i uzyskać dobre miejsce na tych mistrzostwach.  Powoli będę się też starał uzyskać minimum na Olimpiadę, ale już teraz wiem że w Londynie będzie bardzo ciężko, bo wcale nie jest powiedziane, że zawodnik, który ostro trenuje pojedzie na Igrzyska. Po prostu konkurencja jest tak silna, że coraz trudniej jest zdobywać medale.

A.R.: Skoro już jesteśmy przy temacie Igrzysk to proszę powiedzieć jakie to uczucie móc stanąć na podium olimpijskim i co Pan czuł kiedy zdobywał Pan swój pierwszy olimpijski medal w Atenach?

T.B.: Tego się nie do opisać. To jest naprawdę niesamowite wrażenie. Najwspanialsze uczucie towarzyszyło mi, gdy w Atenach zdobywałem dwa złote medale i pobiłem dwa rekordy świata. To było wspaniałe przeżycie – móc dwukrotnie wysłuchać „Mazurka Dąbrowskiego”. Chciałem powtórzyć te osiągnięcia w Pekinie, ale niestety doznałem poważnej kontuzji ręki i ciężko było z tą kontuzją zdobyć jakikolwiek medal.

A.R.:  Które Igrzyska – te w Atenach, czy te w Pekinie wspominał Pan lepiej pod względem organizacyjno – technicznym. Który z krajów – gospodarzy dwóch ostatnich  olimpiad, okazał się lepszym organizatorem?

T.B.: Ja powiem tak. Chińczycy zrobili niesamowite igrzyska. Wszystko było dopięte na ostatni guzik. w każdej chwili można było pójść na stadion potrenować; stołówka była otwarta 24 godziny na dobę. Autobusy dowożące i odwożące sportowców do miasta kursowały co 15 – 20 minut. Najgorszy był smog, który schodził czasami poniżej bloków i powodował ból głowy i kręcenie w nosie. A tak poza tym myślę, że organizacja, otwarcie i zamknięcie  igrzysk było na bardzo wysokim poziomie.

A.R.: Właściwie o 2000 do 2008 r. niepodzielnie króluje Pan w europejskiej i światowej lekkoatletyce. Można powiedzieć że w rzucie dyskiem i w pchnięciu kulą całkowicie zdystansował Pan rywali. Czy pojawili się jednak tacy konkurenci, których się Pan bardzo obawia i z którymi musi Pan staczać zażarte boje o zwycięstwo?

T.B.:  Na każdych zawodach (czy to są mistrzostwa Europy, Świata czy paraolimpiada) zawodników przybywa. Bywa tak, że jedzie się na Mistrzostwa Europy, a do grupy dochodzi czterech – pięciu nowych zawodników w każdej grupie i w każdym schorzeniu i wtedy nic nie wiadomo o dyspozycji tych nowych zawodników. Dopiero na miejscu, kiedy konkurenci wchodzą do koła, widać w jakiej są formie. Ale najgorszy jest stres, który   dotyczy każdego i wystarczy że jednemu zawodnikowi wyjdzie lepiej, to jego konkurent „będzie się gotował”. I to właśnie trzeba zwalczyć na zawodach. Trzeba myśleć o tym żeby jak najbardziej się wyciszyć, zrobić swoje i zachować spokój.

A.R.: W związku z Pana niepodzielnym panowaniem na arenie krajowej chciałabym zapytać czy dostrzega Pan kontynuatorów polskich sukcesów w kuli i dysku? Krótko mówiąc – czy pojawiają się młodzi następcy Tomasza Blatkiewicza?

T.B.: Takiego zawodnika jak ja (z mojego schorzenia) może długo, długo nie być w Polsce, ale miejmy nadzieję, że za kilka lat ktoś taki się pojawi. w innych grupach są zawodnicy o podobnych możliwościach, ale z mojej grupy (po mnie) będzie bardzo trudno wytrenować takiego zawodnika. Wynika to z tego, że światowa konkurencja jest tak wysoka, a żeby zdobywać medale trzeba będzie strasznie daleko pchać kulą i rzucać dyskiem. Myślę, że gdy zakończę karierę, minie jakieś 10 lat zanim znajdzie się w Polsce jeszcze jeden taki zawodnik, który będzie zdobywał tyle medali.

A.R.: Jak Pan myśli – z czego to wynika? Czy brakuje w Polsce młodych talentów w pchnięciu kulą i w rzucie dyskiem…

T.B.: To nie jest raczej kwestia braku młodych talentów. Młodzi ludzie po prostu nie chcą trenować. Taki młody człowiek przychodzi na trening i pyta co on z tego będzie miał, a mi się wydaje, że mieć coś ze sportu można tylko ciężką pracą, którą widzi trener. Ja też przez cały rok (odkąd się dostałem do klubu) na  treningi dojeżdżałem „na stopa”.  Dopiero gdy zdobyłem jakieś osiągnięcia, zauważyli mnie w Gorzowie i w Lubniewicach i zaczęli pomagać. i tak już pomagają 9 lat. Poza tym ja – poprzez swoje sukcesy promuję swoją miejscowość – Lubniewice, promuję Gorzów i Polskę. Myślę, że to jest najważniejsze.

A.R.:  Jak Pan myśli – dlaczego w Polsce sukcesy sportowców niepełnosprawnych nie są tak nagłaśniane i doceniane jak sukcesy zdrowych sportowców?

T.B.: Myślę, że jeżeli mówilibyśmy o sporcie niepełnosprawnych tak jak o sporcie zdrowych, to sport niepełnosprawnych przyćmiłby medialnie sport zdrowych. Mam nadzieję, że Telewizja Polska, podczas Igrzysk w Londynie zrobi więcej godzin transmisji z Paraolimpiady, żeby ludzie w Polsce mogli zobaczyć jak wygląda sport niepełnosprawnych. Bo prawda jest taka, że osobą niepełnosprawną może być każdy, nawet ten, który jest przeciwny wszystkiemu co robią osoby niepełnosprawne. Wystarczy ułamek sekundy, wypadek, jedna chwila – i  można się stać osobą niepełnosprawną.  A wtedy człowiek będzie się zastanawiał – dlaczego przez całe życie nie dawałem szans osobom niepełnosprawnym.

A.R.: A jak pan ocenia przystosowanie budynków, instytucji, ulic, sklepów do potrzeb osób niepełnosprawnych w Polsce?

T.B:  Ja chodzę, więc mnie ten problem aż tak nie dotyczy, ale jeśli chodzi o osoby na wózkach to już jest lepiej niż kilka lat temu. W ważniejszych instytucjach, sklepach są podjazdy dla osób niepełnosprawnych; w miastach (także w Gorzowie) jest w miarę dużo miejsc parkingowych dla niepełnosprawnych.

A.R.: Dziękuję za rozmowę i życzę dalszych sukcesów sportowych.

Wywiad z Tomaszem Blatkiewiczem przeprowadziła Anna Ryńska

Autor
Dostarczamy najnowszych informacji z Sulęcina i okolic w możliwie najkrótszym czasie. Zapraszamy także na nasz profil na facebooku.
Niemiecki Sulęcin korepetycje
Niemiecki Sulęcin korepetycje
Niemiecki Sulęcin korepetycje
Niemiecki Sulęcin korepetycje
Spływy kajakowe lubuskie
Spływy kajakowe lubuskie
Spływy kajakowe lubuskie
Spływy kajakowe lubuskie
Kwasy humusowe FLORAHUMUS