Rządowy plan: prawko dla dzieciaków

To, co się dzieje w naszym kraju bywa dziwne. Czasem spoglądam na własną rzeczywistość i kręcę głową ze zdumienia. Ostatnio nie mogę pozbyć się niepokojącej myśli, że gdy chodziłam do szkoły wciąż przeprowadzano na nas edukacyjne eksperymenty, które miały prowadzić do jakiś wniosków wyciągniętych na przyszłość, a tu nic. Zero.

Czego znowu się uczepiłam? Zaraz opowiem, ale zanim to zrobię przypomnijcie sobie co najbardziej wspominacie z zajęć z techniki? Pieczenie ciasta, haftowanie, rysunek techniczny, tkanie, robienie ostrzałki do rysików, maszynkę do wycinania styropianu na gorąco, cokolwiek? Było fajnie, prawda? To były zajęcia z podziałem na chłopców i dziewczęta. Dawały odpoczynek. Były odskocznią. A dziś?

Rząd dał nowe książki do techniki. Nazywają się: „Jak to działa?” Czy opowiadają o czymś, co pozwoli dzieciom na chwilę zapomnieć o nauce? Pewnie Was to zdziwi, ale książka jest w całości poświęcona przepisom ruchu drogowego. Ktoś otworzył kodeks drogowy i zrobił z niego wersję dla dziesięciolatka. Jezdnia, znaki, ścieżki rowerowe… No niby fajnie, bo od tego roku dzieci mogą zdawać egzamin na kartę rowerową, ale po kiego grzyba uczyć się przepisów przez 10 miesięcy? Może pod koniec roku od razu dostaną prawko? Kto to wie. „Niezmierzone są pokłady niekumacji ludzkiej”.

Rozumiem, że w czasach, gdy właściwie większa część młodych ma na patriotyzm pogląd jak Maria Peszek w utworze „Sorry Polsko”, ktoś uznał za właściwie połączyć w jedno historię i stary WOS.
Może mi się to nie podobać, że wciskają dziecku coś, z czym nie bardzo się zgadzam, ale to rozumiem. Nie ogarniam za to rocznego kursu na kartę rowerową za pieniądze podatników. Nie podoba mi się, że technika jest nauką jazdy i konserwacji roweru i wykładami z przechodzenia przez jezdnię.
Z nostalgią wspominam sałatkę, kanapki, rzuty prostokątne i pismo techniczne. A Wy?

Podoba się Wam nowy podręcznik?

Zuzanna